Początek XX wieku jest dla nas, ludzi lat dziewięćdziesiątych nieodległa wprawdzie, lecz zamknięta już historia. Od tamtego czasu przewaliły się przez świat i umysły ludzkie dwie wojny światowe, z których każda stanowiła cezurę, przeminęły mody, światopoglądy, epoki. Przeminęli również pisarze - świadkowie swojego czasu. Większość z nich jest już szacownymi zabytkami znanymi tylko badaczom literatury, lub w najlepszym razie - a zdarzało się to tylko nielicznym - "przerabianymi" w szkołach przez znudzonych uczniów i pełnych szacunku nauczycieli.
Nie ma wśród nich Conrada. Ten "samotny geniusz angielskiej literatury" - jak określił go Roman Dyboski - ma wciąż ogromne rzesze czytelników, namiętnych badaczy, wielbicieli i wrogów, jest pisarzem wywołującym wciąż nowe dyskusje i wnikliwe badania. Kluby conradowskie w różnych częściach świata wydaję, pisma jemu tylko poświęcone, pisarze piszą o nim liczne książki i eseje, poeci - wiersze, literaturoznawcy roztrząsaja każde jego zdanie i myśl, dochodząc, co zabawne, do diametralnie różnych wniosków ( vide: "Pięć interpretacji Lorda Jima").